***
teraz
rozbiję nasze
dwadzieściacztery godziny
na niemoc i ciszę
***
byliśmy senni
bo jakby ze snu
spłynęły nasze ścieżki w jeden potok
kolor ich taki sam zielony
płyną wartko i godzą
w swoje dotychczasowe zasady
***
chociaż
żadna ze mnie
Camille
wyrzeźbiłam cię
całkiem dokładnie
to zastanawiające
że powstałeś z wieży atramentu
i delikatnej tkaniny myśli
a twoje pocałunki rozgrzewają
białe marmury
więc sprawny ze mnie demiurg
i moje słowo
stało się ciałem
***
o tylu tylu rzeczach
rozwodzić się można
o rusztowaniach
na których wznosimy
całą naszą jaźń
a co zostaje
w gruncie nieopisanym
i co z niego
nie chce
lub
nie potrafi wyrosnąć
o ludziach
którzy byli jak cement
między miesiącami
i wschodem słońca
dzięki nim piszemy dobre
lub tylko
kiepskie wiersze
o miejscach
rzeczach ulubionych
jakbyśmy z nich
mapę i historię z przed-
mogli
lub tylko
mieli nadzieję
ułożyć
o tobie
i o mnie
i nie pytać
gdzie byłeś
gdzie byłaś
kiedy oddychaliśmy
różną przestrzenią hiperboli
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz