sobota, 20 sierpnia 2011

Opening

Otwarcie Mozaiki za pomocą krótkiego opowiadania siedemnastolatki. 


"Zawsze idź za głosem serca"

Zawsze idź za głosem serca. Noc była mglista, przez gałęzie prześwitywało blade światło. Szła sama, chowając głowę w wełniany kołnierz płaszcza. Tego dnia zadzwonił telefon i zakłócił jej myśli. Przypomniała sobie jego datę urodzin, dotyk jego dłoni na swojej szyi i ten dziwny stan, w który potrafił ją wprawić. Wytarczyło, że przeszedł obok. Zimne powietrze dmuchnęło jej we włosy. Zawsze idź za głosem serca. Akurat nie było jej w domu, kiedy chciał z nią porozmawiać. Nawet nie mogła sama zdecydować, czy chce go usłyszeć. Po prostu, nie było jej wtedy w domu. Miał szerokie ramiona i silne ręce. Po policzku popłynęła łza. Boże, czemu wciąż widziała jego ciemnoniebieskie oczy. Głupia ta dusza kobieca, pamiętliwa... Musiała zatrzymać się na światłach, które pomimo późnej pory zmieniały się, jak zawsze. Nikt nie wiedział, że rozsądek wziął niegdyś górę nad jej młodym sercem. Szła sama. W bloku obok ktoś siedział przy otwartym oknie. Za falującą firanką majaczył płomień świecy.  Kilka lat temu w jej sypialni też płonęły świece i rzucały refleksy na ich ciała. Nie była wtedy sama, rozpięta pomiędzy obłędem i radością. Ludzie mówili, żeby zastanowiła się porządnie nad przyszłością z "tym człowiekiem". Nie myślała zupełnie
o jutrze. Ostry wiatr znów poderwał jej włosy i osmagał skurczone z zimna wargi.  Wtedy płynął w niej ogień. Rozluźniła spięte ciało. Podmuch zawładnął długim płaszczem i wpadł pod nie zapiętą koszulę. Drgnęła, przechyliwszy głowę i poczuła ciepło palców jego delikatnych, męskich dłoni. Nikt nigdy potem nie potrafił tak jej dotykać. Weszła do klatki, wbiegła schodami na trzecie piętro. Skostniała, wyciągnęła pęk kluczy z torebki. Zamek zazgrzytał, w pustym korytarzu echem odbijał się jej ciężki oddech. Drzwi do pokoju  po prawej stronie były uchylone. Pachniała jeszcze zimnym powietrzem i niosła ten chłód ze sobą.  Na łóżku, pod kolorową kołderką spała mała dziewczynka. Kobieta przykucnęła i wyszeptała w stronę ucha śpiącej. Zawsze idź za głosem serca, córeczko.  Kiedy poznałam twojego tatusia, on właśnie mnie porzucił a ludzie kiwali głowami. Nie bałam się taty, byliśmy na prawdę bliskimi przyjaciółmi. Bronił mnie przed tymi oskarżycielskimi spojrzeniami. Tak, twój tatuś dobrze się mną opiekował, córeczko. Starał się i nawet przestał palić, bo nie znosiłam dymu. O nogi ocierał jej się rudy kocur. Poprawiła na dziecku kołderkę i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Lubiła jego pieszczoty, na początku był nią onieśmielony. Kot zamiauczał, domagając się wieczornej porcji jedzenia. Stała boso w płaszczu i nakładała kawałeczki galarety na talerzyk. Nie mówiła mu już o nim. To mogło go zranić, a miał taki wrażliwy charakter. Żaden z jej przyjaciół już o nim nie usłyszał. Wychodząc z kuchni zdjęła płaszcz i poprawiła rozrzucone po podłodze botki. W sypialni nie paliła się lampka. Zauważyła tylko kontury nowej jedwabnej pościeli i smużkę światła zza okna, która załamała się pod jej cieniem. Zdziwił ją ten bezruch i zgaszona żarówka. Na poduszce coś się bieliło. Podniosła kartkę wysoko, prawie pod same oczy. Litery wyznaczały następne lata jej życia. "Zawsze idź za głosem serca." Mgła opadła na chodnik, jak biała bibułka na gruby dywan.
Kupili go zaraz po ślubie.
Photo by M.W.

1 komentarz: