niedziela, 7 maja 2017

Związki roślinne

Pojechaliśmy kopać grządki i podśmiewali się z nas, że jeszcze za to płacimy. A własna rola stoi (właściwie leży) i sobie rośnie jak chce...
Do Biotpu Lechnica pojechaliśmy po inspirację i dostaliśmy ją w ogromnych ilościach. Gospodarze, Anna i Marek, to ludzie renesansu, zajmują się nauką, sztuką, promują permakulturę, tworząc wokół siebie atmosferę zaangażowanej i świadomej pracy nad sobą i pracy z naturą.
Rozmowy i przemyślenia toczyły się o tak wielu sprawach, że wymienię tylko parę tematów - ale takich, które u nas zasiały się między zwojami i kiełkują teraz powoli...
Człowiek - rośliny: to relacja, której można, jak zawsze, poświęcić czasu mało, dużo lub wcale i odpowiednio do uwagi oczekiwać rezultatów. Rośliny mogą nas wesprzeć - choć my tak słabo, jako gatunek, wspieramy rośliny... - na trzech poziomach (które od razu skojarzyły mi się z psychologią procesu* i trzema poziomami "bycia"). Funkcjonalnie (w rzeczywistości uzgodnionej) wspierają nas w chorobie, przydają się w kuchni, leczą czy podtrzymują dobre zdrowie. Na poziomie emocji (poziom snu) po prostu mogą nam się podobać, możemy lubić ich smak, zapach, lubić mieć je pod ręką - albo nie lubić i nie chcieć na nie patrzeć. A może babcia dodawała jakieś zioło do dań i to pamiętamy, a może przed domem rosła u nas lipa i przyciągała miodne pszczoły, a może wysmagał ktoś nas pokrzywą po łydkach... Trzeci poziom, intuicji (śnienie) rozwija relację człowiek - roślina mniej dosłowną, bardziej duchową. Kiedy tę konkretną roślinę chcemy mieć przy sobie, blisko w otoczeniu, bo jest wtedy jakoś inaczej, coś się zmienia, robi się lepsze. Oprócz tego cała masa odwołań do roślin w sztuce, w architekturze, w kulturze, w codziennym języku i zachowaniu. Na ten temat napisano tomy, więc nie będę starać się wchodzić w szczegóły.
Wielowymiarowość: spotykam (nie przypadkiem) ludzi, którzy pokazują mi, że to, jak sobie wymyśliłam życie, da się spełnić. Że mogę bez poczucia winy i odrzucenia ze świata (tak, jeszcze mi na tym zależy i nie wiem, co zrobiłabym wykluczona), być sobą o kilku parach rąk, w każdej trzymając inny atrybut. Być sobą w mozaice (o, ironio!) słów, czynności, emocji, starań i poczynań. To też otwarło mi szerzej dostęp do spraw POPu* i mnie w tym procesie, w tej drodze. Ulżyło mi (trochę, jeszcze "walczę" z przekonaniami), że jedna droga do szczęścia (spełnienia, statusu, życia) nie istnieje, nawet jeśli dookoła tendencja jest do linearności i niesienia przez całe życie 8-16 tego samego znajomego tobołka.
Przeciwieństwa: od dziecka mam niewyjaśnione uczulenie na "soki traw". Co to oznacza dokładnie, nikt nie zbadał, ale sądzę, że zaczęło się od tego, jak rodzice przymuszali mnie do tych nudnych (wtedy) jak fiks zajęć w ogrodzie i na grządce... Kto by to zniósł!? Jeszcze z innymi, kiedy dobrze się bawiłam, nic nie trzeba było i samo jakoś szło... ale tak na serio? Mowy nie ma. Uciekałam, jak tylko mogłam, do świata fantazji, książek, przed rozstrojone pianino i na huśtawkę. Tajemnicę ucina uderzenie sterydami po skórze, ale dalej nie wyjaśnia przyczyny. Trzeba to będzie rozwikłać. A przeciwieństwa - bo przecież mnie do roślin ciągnie, nawet rosną i kwitną w moim otoczeniu... Może teraz, nieprzymuszana, odkryję podwójny sygnał (sic!) i uczulenie sobie pójdzie...

Nowe Doświadczenia znajdują odzwierciedlenie w pracy twórczej Pawła




















1 komentarz: