wtorek, 18 grudnia 2012

Dociążona Iekkość bytu

zatrzymaj mnie

w każdej komórce drży supernova
odpływa znów od ciała głowa
nie prześpię nocy, doczekam świtu
ciąży mi moja lekkość bytu

mrowią mi dłonie, jeży się skóra
gonitwa myśli, doznań wichura
żyły pulsują, lecz nie ma mnie tu
ciąży mimoja lekkość bytu

oddech skrócony, krok przyspieszony
w odwiecznej walce zaciskam palce
padam ofiarą wciąż niedosytu
ciąży mi moja lekkość bytu

zatrzymaj mnie
chcę poznać życie
jakim jest
przemyśleć gest
usłyszeć szept
zatrzymaj, zatrzymaj mnie


piątek, 23 listopada 2012

Tatoo

Zapomniałam o wannie napełnionej wodą. Nie przelała się, na szczęście.
Doznałam natomiast olśnienia.
Zamiast rockmana z wytatuowanymi przedramionami, chcę tatuaż. Sam. Bez przedramion, ramion, pleców czy bioder. Ileż łatwiej i przyjemniej z taką myślą.
Na skórze warto zostawić coś, czego potem nie będzie trzeba wycinać. Imion, słów, konturów sylwetki, nazw miejsc, które nam o czymś przypominają, dziwnych kształtów, których znaczenie zgubi się, kiedy złapie nas starcza demencja.

Pierwsze dźwięki Błękitnej Rapsodii, linijka "Wyprawy", Coltrane... 
Czarne, ascetyczne znaki nut na ciele, zmieniającym się z wiekiem. Czy przesuną się na pięciolinii? Zmieni metrum? Zatrze klucz...?

niedziela, 11 listopada 2012

Zamieszkujący moją skórę


 

 fot. Mikołaj 








Zamieszkana przez lokatorów widmo.
Ich pokoje pozamykane.
Jedyny komplet kluczy pobrzękuje na srebrnym kółku.
Na korytarzu kroki, szuranie, drzwi trzaśnięte, głuche telefony, karteczki wetknięte we framugi, wydzielające się zapachy, dzwonki rozlegające się nagle, równie szybko gasnące pożary na schodach.
Znikąd swąd, szloch, śmiech, drwina.
Wewnątrz zawsze świeci się lampka, jak w sercu kościoła niewiędnąca róża. Poza tym, mrok.
Korytarze są ciemne, niespenetrowane, portier stawia walizki tuż przy głównym wejściu, nie dalej. Nie wolno.

***
na twoim ramieniu
odcisnęłam ucho
- skóra to największy organ
zaciąga setkami porów
uszkodzona
nie wydala toksyn
zamyka w pokrowcu
bezbronne ciało

***
docierają do mnie dźwięki
których nie chcę
rzępolenie matki
stukanie łyżek
zęby wypadające do zlewu
łamiące się pod naporem dusze
pchły zgniatane paznokciami z głośnym „puk”
nerwowe kaszlnięcia
zawodzące wilki

odcinam się, patrząc w białe światło
do zmęczenia oczu, pląsawicy źrenic
przenoszę wzrok na ten sam widok
- ścianę piękniejszą niż niejeden dom
z krużgankami, służbą i księciem
na czarnym smoku
- ścianę w pocie czoła murowaną
wewnątrz mnie



piątek, 2 listopada 2012

Szyfoniada

Nie ma zbyt dużo dramatu, nie wylewa się ze sceny, nie gnieździ w szyfonach i koronkach. Nie opada nagle i nie irytuje, jak kurz, kiedy ściągasz wazon z szafy.
Nie rozpiera się w łóżku, nie wykopuje z mojego miejsca. Nie zbliża do zimnej ściany, nie każe wstać o trzeciej rano, czym doprowadza do płaczu.
Nie mówi: "Nikt nie grzał mojego ego tak, jak ty"

i vice versa.

Jest ustawiona (bardziej) na nogach piramida, chłodniejsza ocena, szeroki horyzont i oddalone od siebie szare strefy.




Mozaika wciąż się układa, przewartościowuje na bieżąco swoje założenia, "kalejdoskop słów i zdarzeń". 

sobota, 27 października 2012

Testosteron

"Krzyknij - człowieku! - nie obejrzy się żadna kobieta"

"3,3"

Wynik laboratoryjny
chodzenia własnymi ścieżkami
wykazał
zwiększony poziom testosteronu

O dwa punkty podniesiona
do rangi człowieka


(...)
It's a shadowy world, skies are slippery gray
A woman just gave birth to a prince today and dressed him in scarlet
He'll put the priest in his pocket, put the blade to the heat
Take the motherless children off the street
And place them at the feet of a harlot
Oh, Jokerman, you know what he wants
Oh, Jokerman, you don't show any response.

Jokerman dance to the nightingale tune
Bird fly high by the light of the moon
Oh, oh, oh, Jokerman


Bob Dylan, Jokerman

środa, 17 października 2012

Jak nie dać się upupić?

Jak?
Zatrzymać resztki niewinności, wciąż się dziwić, głośno płakać, kiedy boli, odrzucać sarkazm na rzecz serdeczności.
Głupie rzeczy robić często, śmiać się jeszcze częściej.
Kochać.


środa, 10 października 2012

Champagne before breakfast

Do you think she's talented, deeply and importantly talented? 
No. Amusingly and superficially talented, yes. But deeply and importantly, no. 

Breakfast at Tiffany's



Definicja

poprzez słowotok, ripostę o czasie, centymetry w szpilce, stosunek do ciebie
rozciągliwość bioder, niefrasobliwość, 
gatunek herbaty, 
---
poprzez wybór 
każdego dnia




piątek, 5 października 2012

Prezenty od M.

***

to jest polska złota jesień, mówisz zadziwiony,
że mama miała rację
to szczere złoto
dajesz mi chłodną łuskę podniesioną z chodnika
będę ją nieść aż do schodów
potem schowam w kieszeni płaszcza

w autobusie przesuwasz plecak
bo chcesz być bliżej mnie
twoje włosy są jak końska grzywa
wciskasz się pod moja brodę spocony, zgrzany
jak było?
dobrze
a co jadłeś na obiad?
nie pamiętam

śmieję się z tego - to oczywiste


 ***

zapach liści na posadzce taki sam, jak rok temu
moje buty błyszczą, jak kasztany, wygodna łupina
zdaję sobie sprawę -
jestem marksistką
nie chcę, żeby było prosto i od końca
muszę przeżyć tę jesień jeszcze raz
muszę odczuć każdy podmuch wiatru,
który staje się ostrzejszy, a w grudniu
ustąpi miejsca wilgotnej zawierusze
muszę przemarznąć do kości,
zachorować i wyleczyć się naturalnymi sposobami
muszę poczuć głód
i sama się nakarmić



   


czwartek, 27 września 2012

Moim też męskim mózgiem

Sprawy tak przyziemne, że aż czuć w ustach piach.

"Szczęk bramy" pobudza zepsuty domofon do zbrodniczej kakofonii w środku nocy. Pies nie chce spać na swoim futrze i błąka się, jak dusza pokutna, od pokoju do pokoju. W zlewie mam więcej naczyń, niż poza nim, okresowo... Dopisać do priorytetów "zmywarka".
Niektóre sznurki tak mocno trzymają, choć parciane...
(sizal sprawdza się w snopowiązałce codzienności, w sklepie na Stalowej razem z kapustą można dostać sznur do kotar zhakowany* na efektowną biżuterię - cały komplet za 8 PLN - oczywiście, że zakupiłam!)
...pałętają się wokół kostek, niewolniczo o sobie przypominając. Do nich przywiązane są jakieś strzępy łachmanów, zatęchłe konwenanse i otępiałe sowy poprzedniego polarnego dnia.
Gdzieś tu leżały chirurgiczne nożyce... Są! Poprzednia ekipa spartoliła robotę, więc trzeba pogrzebać w starej ranie, na żywca, pacjent traci przytomność, bo nie chce się przyznać, że boli. Twarz ma tylko coraz bledszą, siódme poty występują mu na czoło, z ręki wypada pergamin i ostatnie słowa. Coś bełkocze i gubi szyk w zdaniu, myli podmioty, już nie wie, jak się nazywa. Panie Kowalski, panie Kowalski, słyszy pan?! Słyszę, słyszę... Jezu, nie drzyjcie mi się wszyscy nad uchem . Jeszcze żyję... O, Matko.
No, wstał. Nie wstał, znaczy, ale powstał - z łoża boleści, z martwych.

Przemówił:
Nie potrzebuję Cię do niczego. Sam ugotuję, posprzątam, zarobię, obrobię, przedstawię, udokumentuję, opracuję, wymyślę, przepiję, przejem, powyczyniam, przeczytam, obejrzę. 
Ale dobrze, kiedy tak myślisz o mnie, choć stoję po szyję w gównie. 
Dobrze, lepiej.



(*nauczyłam się nowego terminu - life hacking - arcyciekawe zjawisko! - polecam znudzonym)

piątek, 14 września 2012

Choć spóźnione, niemniej szczere...

...życzenia urodzinowe dla Mozaiki.
Tak, minął już rok (nawet z okładem), odkąd zaczęłam składać Mozaikę online. Jak mi z tym? Dobrze, zwyczajnie się cieszę, że działa i jest.
Zastanawiałam się ostatnio, jak się zmienia. Cóż, nic nie stoi w miejscu. Pamiętam, jak sierpniowego wieczoru, spisawszy uprzednio zieloną listę pragnień, podłączyłam parę kabelków i zabłysło.
Gdyby blogi były powszechne dziesięć, dwanaście lat temu, Mozaika miałaby tyle lat, zapewne.
Ostatnio więcej milczę, niż mówię, a jeśli już, to prozą.
To takie "lorem ipsum".
Przyzwyczaiłam się do niej, przychodzę i mogę ją obejrzeć z daleka, czasem coś dołożyć. Przecież to Mozaika, żyje ułomkami chwil.
Łatwo ją zrekonstruować, o ile nie wyjmie się z niej zbyt wielu kawałków.



W pracy buduję słowami, które wracają do mnie po tysiąckroć. Nie należą już do mnie, mam na nie cyrograf. Przeważnie nic nie znaczą. 
Słów nigdy dosyć. Czasem tylko brak sytuacji, aby je wykorzystać. Czasem wracają, skąd pochodzą, i nigdy nie zostawiają śladu.
Lubię słowa. 
Niekiedy tylko zwodzą tych, którzy je wypowiadają. 







czwartek, 13 września 2012

Lepiej

fot. by Daniel Adventure :)
Może z tego będzie seria? Mam w głowie parę pomysłów. Co powiecie na taki eksperyment? 

niedziela, 2 września 2012

Czym krwawi Mary


Myślę, że mogłabym zacząć, jak to ból jest nieodłączny. Od życia. Od kobiety. I razem. 
Potem seria rzeczywistych lub wymyślonych rzeczy...
Fizjologia. Tylko kobiety, żeby dojść do przyjemności, muszą najpierw doświadczyć bólu. Prawda to. Na domiar jeszcze, do bólu dochodzi strach, bo wiadomo, jakie mogą być długofalowe konsekwencje "przyjemności". Więc jeszcze dostajemy po łbie, że nam się zachciewa. 
Przykra sprawa. 
Boli nas, kiedy się okazuje, że baśnie z tysiąca i jednej nocy powstały tylko dlatego, że jakiś histeryk-okrutnik miał ochotę zamordować własną żonę, a ona podstępem musiała ratować własne życie. To się nazywa inspiracja. A w tych baśniach tyle książąt, zamków, złotych i srebrnych koni, księżyc świeci, wystarczy skinąć ręką, a kładą się lasy i wysychają rzeki. I to wszystko, jednakowoż, bujda. 
Boli, kiedy się okazuje, że najnaturalniejsza (wydawałoby się) rzecz na świecie, dzieci wychowanie, to katorga, droga przez mękę i nawet media nie mogą się zdecydować, czy są z nami ("Rodzić po ludzku") czy przeciw nam ("Coraz więcej kobiet w ciąży na zwolnieniach"). Etos matki Polki, matki karierowiczki, matki jakiejkolwiek, jest nadal etosem, trzeba się wziąć w garść, żeby nie wyrósł jaki bandyta na piersi, bo potem i tak z naszej (matczynej również) kieszeni więźniowie telewizję na stu kanałach oglądają. Wersja pesymistyczna, ale warto pamiętać. 
Boli wszakże też, kiedy się okazuje, że te pijawki rosną i wcale, ale to wcale nie chcą zostać małe, słodkie i niepyskate. Bo widać, jakie są podobne do nas, a to już nam się wcale nie podoba (pierwsza osoba używana dla niepoznaki, bo przecież nie przez wzgląd na XVI wieczne przyzwyczajenia szlacheckie - wszyscyśmy ze szlachty, ale ubożejemy...)
Boli, kiedy się okazuje, że nie mamy nad sobą kontroli większej, niż protony w zderzaczu - one way ticket i wielkie buuuum! - kiedy jesteśmy niczym Krwawa Mary, może tylko wódki brak. 
Drżyjcie narody, dzieci chowajcie się pod stoły, psy schodźcie z drogi. 
Krwawię.



Krwawa Mary on the rocks

składniki:
wódka 
sok pomidorowy 
sok cytrynowy 

sos tabasco
sól i pieprz

rocks



środa, 15 sierpnia 2012

Domki dla Lalek*

Z okna widziałam setki pięknych domków. I mnóstwo drzew. Poszatkowane barwne plamy i pełno waty cukrowej.
Niezupełnie panuję nad tym, co wyrabia moja pamięć i wyobraźnia. Ile czasu zaoszczędziłabym dzisiaj, gdybym pominęła podsuwane mi przez złogi w jaźni tematy?
Upchnęłabym więcej czegoś innego. Na przykład rozwinęłabym taki temat:

Lubię na sobie czuć spojrzenia. Bardzo. Te ciekawskie, te zadziorne, silące się na coś więcej, niż są w rzeczywistości - sięganiem po ułudę. Nie spieszę się, choć chodzę szybko. Lubię błyszczące powierzchnie, lubię się po nich prześlizgiwać. Powierzchnie tęczówek na przykład. Lubię blichtr tak bardzo, jak łatwo potrafię go rozpoznać, w momencie przyłożyć odpowiednią miarę i, stosując manewr pt. świadomość czyni z tego kontrolowaną zabawę, włożyć na siebie. Robię się od tego arogancka. 
Na rynku wybrukowanym wielowiekową kostką ciężko chodzi się w szpilkach. Po piasku także. Żeby chodzić na obcasach potrzebny jest dość płaski, lecz pewny grunt - taki, na którym widoczność wynosi przynajmniej 10 lat. Wszak pozycja ta wymusza pewną grację, swoisty szyk i stan, ponadczasowe piękno czarnej ołówkowej spódnicy i chabrowej bluzki wpuszczonej luźno w środek. Smolistej linii na górnej powiece, bledszej cery i podkreślonych kości policzkowych. 
To proste. 

Następnie tam, gdzie to możliwe, zzuwam buty i idę boso, a ziemia wtapia się w załomy pedicure za 60zł. Bo mogę. 

***

"Życie jest tylko przechodnim półcieniem
Nędznym aktorem, który swoją rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada - powieścią idioty
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą"


zdjęcie pochodzi z "Tkliwych nihilistów..." FB






sobota, 11 sierpnia 2012

Lista

Mam dobrą pamięć. Wybiórczo. Robię listy, które aktualizuję na bieżąco.
Listy zakupów nie robię, na liście przebojów zdarzają się upierdliwie trzymające się pierwszych miejsc piosenki.
Moje listy są inne. Piszę inne, co nie znaczy, że nie zdaję sobie sprawy, że Ty, Ty i Ty możecie mieć podobne. Miejcie. Tu akurat jest miejsce dla mnie. (Gdybym paliła, zapaliłabym teraz.)
Pamiętam zapachy. Zapach bordowego (kolor to za dużo powiedziane, bordowy niestety to sub-kolor, brud zachodzący na czerwień) wąskiego dezodorantu mojej siostry, zdaje się, że można go jeszcze kupić w zmienionej formie i pod inną nazwą. Jej sweter pachniał nim jeszcze długo potem.
Zapach wilgoci i chłodnych wieczorów późnego lata, zapach górskich wycieczek, które nie były przecież złe. Teraz myślę nawet o nich sentymentalnie i z czułością. Zapach skórki zimowych jabłek, twardych i kwaśnych w sierpniu, soczystych i orzeźwiających w październiku. Zapach tej dziwnej rośliny, którą Arabowie dodają do każdej potrawy, rosła w każdym wykrocie i na poboczach, jak chwast, jak chrzan na polskiej wsi. Przyjemny zapach proszku na bawełnianej bluzie przywiezionej z domu przez koleżankę. "To jeszcze mama prała". Spokój, opiekuńczość, schludność, jasne promienie i lekki przewiew, aby uchronić mokre ubrania przez zatęchnięciem. Lubię to.
Zakazany zapach rąk. Przymykane do połowy powieki.
Zapach mokrego psa. Deszcz na chodniku, który, chłodzony po całodziennej pielgrzymce przechodniów, oddycha wreszcie niezbyt świeżo, ale z ulgą. Zapach kremu Nivea Baby na moim dziecku. Nie wyczuwa się wtedy nic poza mleczną słodyczą, nie ma jutra, a chłopiec żyje w idealnej bańce.
Zapach czyjegoś potu, jeśli się podoba, to podobno sprawka genów, które, jak zwykle, pchają nas do rozrodu. Co za zdrada. Estetyzm kontra natura. Obleśne. Moje poczucie człowieczeństwa zawsze marnieje, kiedy uświadamiam sobie, jak niedaleko jest mi (nam) do pantofelka. Kilka milionów lat i może wrócimy do tej radosnej formy.
Zapach mężczyzny. Oczywiście.
Zapach kobiety. Kiedy tylko chcę.

Moja lista widoków?
Linia od biodra do pachwiny. Zamknięty w chmurach półksiężyc. Ojciec na ławce. Twarz nad moją. Zielone kafelki na porodówce.

Codziennie coś dopisuję do tej listy. Hołubię po to, aby obrosło otoczką surowicznego płynu i nie bolało przy dotyku. Lekarze mówią, żeby nie przebijać bąbli, bo zostają blizny. Medice cura te ipsum.


Hey, hey, mama, said the way you move
Gonna make you sweat, gonna make you groove.
Oh, oh, child, way you shake that thing
Gonna make you burn, gonna make you sting.
Hey, hey, baby, when you walk that way
Watch your honey drip, cant keep away.

 

czwartek, 2 sierpnia 2012

Biała gitara wieczorową porą

Podchodzę prawie do każdego muzyka ulicznego. Staram się dorzucić coś do futerału, czasem robię zdjęcia, stoję długo w pobliżu i słucham. Obserwuję innych przechodniów, którym podoba się to, co słyszymy razem. Zabawne, ale niektórzy starają się nie patrzeć w obawie, że się wyda, że będą musieli wyciągnąć z kieszeni drobniaki, a przecież im się spieszy i tak to tylko parę taktów w drodze na przystanek. 
Zatrzymuję się z paru powodów. Po pierwsze z uświadomionego sentymentu - moja siostra grała na ulicach Wiednia i Tokyo, ale tam zupełnie inaczej można zarobić na podobnym procederze. 
Po drugie, to cudowne, że ktoś potrafi wydobyć dźwięk, który wpada w ucho, jest melodyjny, sensualny, pieszczotliwy... uwielbiam pasję, jaką wtedy wyczuwam w eterze. Radość, rozpierająca, czysta radość i zadowolenie. 
Zastanawiam się, co robią ci wszyscy utalentowani ludzie na ulicy? Dlaczego nie szukają czegoś więcej? Być może nie chcą więcej. Być może nie potrafią pomyśleć, że mogliby po więcej sięgnąć, że ich na to wewnętrznie stać. A może zarabiają lepiej, niż można by przypuszczać.
Niedawno ksylofon pod Kolumną Zygmunta i wspólne śpiewo-granie z perkusistą... Rozmowa o inspiracjach z gitarzystą na murku przy Skwerze Hoovera. Muzyka otwiera podwoje. Każdy rozumie jej język, emocje, które niesie w swoistych narzeczach. 


Przejawiam idealistyczne przekonanie, że jeśli ktoś gra, to nie może być zły. 


Na ścianie spisałam afirmację, na zielonym papierze, jak zwykle, kiedy coś ma obrócić się w sukces. 
I teraz zadzieją się cuda. 



czwartek, 26 lipca 2012

Sun rise, sun set



Dzisiaj i jutro, i pojutrze... wybieram słodycz płynącą ciepłymi łzami. I czekam na Melody. 

Worrisome heart 

I need a hand with my worrisome heart
I need a hand with my worrisome heart
I would be lucky to find me a man
Who could love me the way that I am
With this here worrisome heart

I need a break from my troublin ways
I need a break from my troublin ways
I would be lucky to find me a man
Who could love me the way that I am

I need a man who got no baggage to claim
I need a man who got no baggage to claim
I would be lucky to find me a man
Who could love me the way that I am

A worrisome, troublin, baggage free
Modern day dame
Worrisome, troublin, baggage free
Modern day dame
Ain't nobody the same

niedziela, 15 lipca 2012

Dżins i dance, sweet romance


Rule nr 6 - Don't treat yourself so bloody seriously.

***

Będę Twoją kurtyzaną
Zabaweczką nakręcaną
Dzisiaj jestem niewyspana
Zajmę się tym jutro z rana

Może książkę Ci poczytam
Może Cię o smutki spytam
Opowieści Twych wysłucham
Poświntuszę Ci do ucha


Serce Ci uszyję z pluszu
Zdejmę każdy ciężar z duszy
Będziesz mógł się poczuć męsko
Z bitwy ze mną wyjść zwycięsko

Nie zapomnij zamknąć drzwi
Kiedy wyjdziesz, zacznę śnić
Zacznę wyć i zacznę żyć

Dżins i dance, sweet romance…


wtorek, 10 lipca 2012

dzień drugi

jestem niewyspana - brak zalet w tym stanie
wskazującym, że
księżyc mi świecił przez okno

całą
całą
noc
trochę mi się chce spać, trochę płakać, trochę nic mi się nie chce
zjadłam lody - sorbet pomarańczowy, czekoladowe i bitą śmietanę
i szukałam spokoju i cienia, 

bo wszędzie gwar taki


jak siebie przytulić najprościej?


obejmę się umysłem
w kolorze cieni













piątek, 6 lipca 2012

Czego nam brakuje

Coraz mniej nam brakuje, jeśli mniej oczekujemy, a więcej dajemy.
Mniej brać, więcej żyć. 
Więcej wiedzieć o sobie i poznawać innych. Na spokojnie, z otwartością i szczerą miłością. 
I coraz szerzej otwartymi oczyma. Na przekór. 

LA na koncercie w Tygmoncie 4.07.2012
fot. 1. R. Ciok



Sól i pieprz

Czego nam brakuje, by powiedzieć
"Już niczego nam nie brakuje"
Musisz zamknąć oczy, wtedy
Widać lepiej.
Biorę tylko to z twych dłoni, 
Co mi z dłoni zechcesz dać
Muszę zamknąć oczy, wtedy
Widzę lepiej. 

Sól i pieprz 
Dodaję do życia
Smakuje lepiej 
Sól i pieprz 
Mieszam z wódką 
Smakuje lepiej

Pomiędzy dziś i jutro rośnie paranoja 
Paranormalne stany, niestabilne sny 
Dlatego zamykam oczy, wtedy 
Widzę lepiej.

Zabieram tylko to z twych dłoni 
Co mi zechcesz z dłoni dać
Otwórz oczy
To ja, to ja.


środa, 27 czerwca 2012

niedziela, 24 czerwca 2012

Muzyka - podano do stołu!

Na kanale YT Lewinska Affair pojawiły się świeżutkie i pachnące dwie piosenki z najnowszej EP-ki nagranej w Red Yeti Studio. 
Zapraszam do słuchania! 
No, i wkrótce na koncert do Tygmontu - 4.07.2012r. g. 20:00.
:)





środa, 20 czerwca 2012

Akt

***

bezimienny aspirujący portrecista
ostrzy na mnie
ołówki

rozetrę cię na kartonie
węglem i palcem

zarzeka

pobłażam mu
dopiero się uczy


wtorek, 19 czerwca 2012

M.

Najchętniej chciałabym uciec stąd, trzymając Cię mocno za rękę. Masz złote włosy, małe, zacięte serce. Chciałabym Ci powiedzieć, że nie ma potrzeby żyć tu i teraz, bo można w Nibylandii i nic nas nie dogoni w podróży do gwiazd.
Chciałabym, żebyś nie wiedział o dniu, kiedy nastaje wieczór. Niech pamięć ginie, jak jętka i rodzi się na nowo o poranku.
Nie szukaj, jak ja, pokrewnych dusz, to ginący twór, który omamia i tak bardzo, bardzo rozczarowuje.
Chciałabym poprosić rzekę Fly, żeby zabrała nam z duszy koszmary, duchotę i przymus, a dała bransolety na ręce i nogi, odgłosy bębnów i muzykę.
Jesteśmy inni, to dar i fatum.


czwartek, 14 czerwca 2012

Na kolanach, potrzebuję kobiecej dłoni

Na kolanach umywam podłogę wzrokiem
omiatam kąty
mam w tym organiczną przyjemność
nie mopem jakimś na kiju wetkniętym
w tyłek innym co się leczą z niedoboru
wapnia, witamin i mikroelementów życia
mam dosyć nadmiar i niedosyt
potrzebna tu kobieca dłoń co poukłada
gdzie jesteś? tak dobrze sprzątałeś
potrzebna tu dłoń męska co przyłoży
do twarzy, do ognia, w drugą twarz
da
mocno, lubię, jak boli, bo czuję, że
na kolanach jest bliżej matki
ziemi fizys zmienia wszystko dookoła
we mnie też się porusza szmata
trzymana zacięcie w przód i dookoła
teraz wszystko będzie czyste i jasne i dobre
bo ludzie są czy są czy nie ma sączy się z nich
do mnie do środka brudna woda
a jednak to życie w 90%
pływamy w zawiesinie wody z wybranym
detergentem
i zostaje po nas piana o zapachu morskim






wtorek, 12 czerwca 2012

Kawałek razowej prozy

Nie będę się przecież powstrzymywać przed szerzeniem czegoś, co być może, albo nawet z pewnością, lubię czytać. Czytam i mam ochotę napisać podobnie. Też mi się kulinaria mieszają z seksem. 
I kolejny w wężyku postaci, którymi zapełnię mój doktorat, opus magnum powtórzone. 
Poniższa legenda jest smutna, tragiczna, podniecająca i niegodna zatrzymywania się na raz. 

http://betlej-hunger.blogspot.com/2012/04/kawaek-razowego-chleba-z-ryba-wioletta.html

sobota, 9 czerwca 2012

Praga #2

"Tu..."

Przechodzę taśmą zgrzebnych ulic
Wyraźny mają smak i kolor
Nie trzymać w sobie łez, nie tłumić
Pozwala mi ten praski polor

Pies czarny znajdzie do mnie drogę
Lecz tropy zmyli swe nieszczęście
Osuwam się miękko na podłogę
Zamykam oczy, otwieram pięści


                 Kołysze mnie tramwaj nocnej linii
                 I stukot kół odmierza jego bieg
                 Usypiam już i głowa mi się chyli
                 Na moście wrośniętym w prawy brzeg




Trójkąt bermudzki trzech alei
Co bierze w zastaw drżące ciało
Świtaniem nagim odpowiedź da mi  
Czy rzeczy były, czy się zdawało


Dom jest mą twierdzą, ty, który wchodzisz
Widzisz przez okno świątyni zarys
Nad innych bogów wynoszę chaos
Z niego powstaję, z niego się rodzę


pozdrowienia dla sąsiadów



piątek, 1 czerwca 2012

Z dzieckiem (w tle) 2003


Ciężko się przyznać do niepoprawnych uczuć, nawet takich, które były - bo przecież były nasze, a nasze uczucia, to my (?). Ergo, czy jestem "zła", bo łaziło mi po głowie coś niepoprawnego? 
Łazi do dziś. I najtrudniej wybaczyć wtedy sobie. 

***

jeśli kiedyś będziesz
jeśli się pojawisz
z uniesienia
paru narządów i elementu niematerialnego
to nie pytaj
dlaczego
mnie dzisiejszej
bo ja dzisiejsza potraktowała by cię z buta
bo uważa cię za systemową


***

spacerem do biblioteki
oganiam się od furii
wychodzę
trzaskają drzwi
niedomknięte wiecznie przez pamięć
dla zmarłego milicjanta
i dla jego wnuczka, który jeszcze żyje
chyba dzięki temu, że dziadek
pozbawił drzwi elementu sprężyny
przez co drzwi nie mogły budzić dziecka
głośnym trzaskiem, a wiadomo,
że spokój to podstawa w poprawnym
bezstresowym chowie dzieci
i znikają moje furie
i znikają zupełnie
bo jeszcze zakręt
i schodki
i podsienie

Jeszcze Na Krechę w Grawitacji


Spotkanie w Grawitacji 16.05.2012. 
Cała prawda o Mozaice ze słów, pisaniu piosenek, Lewinska Affair i innych ważnych rzeczach. 
Anioł z Targowej

środa, 30 maja 2012

One, ja - my

Kobiety mają swoje dni płodne
Dzieci, o które zgryzota
zawija im głowę w sen
jak w duszną kołdrę


Drą sumienie
czy już kurwy
czy jeszcze święte
Zbyt duża ilość szminki
może zmylić


Myślą, czy ten, co z nimi idzie
będzie też jutro, pojutrze
i po pojutrze


Nie ważne, czy na co dzień
poprawiają rękawy
czy suknie


W nocy chcę zniknąć
być jedna w częściach niewymiennych
usnąć
niezbudzona z krzywej rzeczywistości
zbudowanej z potaknięć
głową nad alkoholem



sobota, 26 maja 2012

Malwina Wanda Chabocka - malarstwo

K.J.L

Malwina, przyjaciółka od lat, maluje, pisze, gra, wystawia, tworzy... 
Portret jej wykonania znalazł się na wystawie Dazed and Refused. Można go kupić za grube funciaki.

Spójnie

Dążę do tego, żeby się wszystko spajało. Jeśli spina się językiem - po ciele, po święcie, po dniu i nocy, po polsku i międzynarodowo - to bardzo dobrze. Wybrakowany język spajam klejem z obrazów. Bawię się - homo ludens. 




(nowe zdjęcia - zakładka Photos)

Poza kadrem - uświadomić sobie (Done!), że występuję w błogosławionym i skazanym (na cierpienie, śmiech i łzy) szeregu Matek.