czwartek, 27 września 2012

Moim też męskim mózgiem

Sprawy tak przyziemne, że aż czuć w ustach piach.

"Szczęk bramy" pobudza zepsuty domofon do zbrodniczej kakofonii w środku nocy. Pies nie chce spać na swoim futrze i błąka się, jak dusza pokutna, od pokoju do pokoju. W zlewie mam więcej naczyń, niż poza nim, okresowo... Dopisać do priorytetów "zmywarka".
Niektóre sznurki tak mocno trzymają, choć parciane...
(sizal sprawdza się w snopowiązałce codzienności, w sklepie na Stalowej razem z kapustą można dostać sznur do kotar zhakowany* na efektowną biżuterię - cały komplet za 8 PLN - oczywiście, że zakupiłam!)
...pałętają się wokół kostek, niewolniczo o sobie przypominając. Do nich przywiązane są jakieś strzępy łachmanów, zatęchłe konwenanse i otępiałe sowy poprzedniego polarnego dnia.
Gdzieś tu leżały chirurgiczne nożyce... Są! Poprzednia ekipa spartoliła robotę, więc trzeba pogrzebać w starej ranie, na żywca, pacjent traci przytomność, bo nie chce się przyznać, że boli. Twarz ma tylko coraz bledszą, siódme poty występują mu na czoło, z ręki wypada pergamin i ostatnie słowa. Coś bełkocze i gubi szyk w zdaniu, myli podmioty, już nie wie, jak się nazywa. Panie Kowalski, panie Kowalski, słyszy pan?! Słyszę, słyszę... Jezu, nie drzyjcie mi się wszyscy nad uchem . Jeszcze żyję... O, Matko.
No, wstał. Nie wstał, znaczy, ale powstał - z łoża boleści, z martwych.

Przemówił:
Nie potrzebuję Cię do niczego. Sam ugotuję, posprzątam, zarobię, obrobię, przedstawię, udokumentuję, opracuję, wymyślę, przepiję, przejem, powyczyniam, przeczytam, obejrzę. 
Ale dobrze, kiedy tak myślisz o mnie, choć stoję po szyję w gównie. 
Dobrze, lepiej.



(*nauczyłam się nowego terminu - life hacking - arcyciekawe zjawisko! - polecam znudzonym)

piątek, 14 września 2012

Choć spóźnione, niemniej szczere...

...życzenia urodzinowe dla Mozaiki.
Tak, minął już rok (nawet z okładem), odkąd zaczęłam składać Mozaikę online. Jak mi z tym? Dobrze, zwyczajnie się cieszę, że działa i jest.
Zastanawiałam się ostatnio, jak się zmienia. Cóż, nic nie stoi w miejscu. Pamiętam, jak sierpniowego wieczoru, spisawszy uprzednio zieloną listę pragnień, podłączyłam parę kabelków i zabłysło.
Gdyby blogi były powszechne dziesięć, dwanaście lat temu, Mozaika miałaby tyle lat, zapewne.
Ostatnio więcej milczę, niż mówię, a jeśli już, to prozą.
To takie "lorem ipsum".
Przyzwyczaiłam się do niej, przychodzę i mogę ją obejrzeć z daleka, czasem coś dołożyć. Przecież to Mozaika, żyje ułomkami chwil.
Łatwo ją zrekonstruować, o ile nie wyjmie się z niej zbyt wielu kawałków.



W pracy buduję słowami, które wracają do mnie po tysiąckroć. Nie należą już do mnie, mam na nie cyrograf. Przeważnie nic nie znaczą. 
Słów nigdy dosyć. Czasem tylko brak sytuacji, aby je wykorzystać. Czasem wracają, skąd pochodzą, i nigdy nie zostawiają śladu.
Lubię słowa. 
Niekiedy tylko zwodzą tych, którzy je wypowiadają. 







czwartek, 13 września 2012

Lepiej

fot. by Daniel Adventure :)
Może z tego będzie seria? Mam w głowie parę pomysłów. Co powiecie na taki eksperyment? 

niedziela, 2 września 2012

Czym krwawi Mary


Myślę, że mogłabym zacząć, jak to ból jest nieodłączny. Od życia. Od kobiety. I razem. 
Potem seria rzeczywistych lub wymyślonych rzeczy...
Fizjologia. Tylko kobiety, żeby dojść do przyjemności, muszą najpierw doświadczyć bólu. Prawda to. Na domiar jeszcze, do bólu dochodzi strach, bo wiadomo, jakie mogą być długofalowe konsekwencje "przyjemności". Więc jeszcze dostajemy po łbie, że nam się zachciewa. 
Przykra sprawa. 
Boli nas, kiedy się okazuje, że baśnie z tysiąca i jednej nocy powstały tylko dlatego, że jakiś histeryk-okrutnik miał ochotę zamordować własną żonę, a ona podstępem musiała ratować własne życie. To się nazywa inspiracja. A w tych baśniach tyle książąt, zamków, złotych i srebrnych koni, księżyc świeci, wystarczy skinąć ręką, a kładą się lasy i wysychają rzeki. I to wszystko, jednakowoż, bujda. 
Boli, kiedy się okazuje, że najnaturalniejsza (wydawałoby się) rzecz na świecie, dzieci wychowanie, to katorga, droga przez mękę i nawet media nie mogą się zdecydować, czy są z nami ("Rodzić po ludzku") czy przeciw nam ("Coraz więcej kobiet w ciąży na zwolnieniach"). Etos matki Polki, matki karierowiczki, matki jakiejkolwiek, jest nadal etosem, trzeba się wziąć w garść, żeby nie wyrósł jaki bandyta na piersi, bo potem i tak z naszej (matczynej również) kieszeni więźniowie telewizję na stu kanałach oglądają. Wersja pesymistyczna, ale warto pamiętać. 
Boli wszakże też, kiedy się okazuje, że te pijawki rosną i wcale, ale to wcale nie chcą zostać małe, słodkie i niepyskate. Bo widać, jakie są podobne do nas, a to już nam się wcale nie podoba (pierwsza osoba używana dla niepoznaki, bo przecież nie przez wzgląd na XVI wieczne przyzwyczajenia szlacheckie - wszyscyśmy ze szlachty, ale ubożejemy...)
Boli, kiedy się okazuje, że nie mamy nad sobą kontroli większej, niż protony w zderzaczu - one way ticket i wielkie buuuum! - kiedy jesteśmy niczym Krwawa Mary, może tylko wódki brak. 
Drżyjcie narody, dzieci chowajcie się pod stoły, psy schodźcie z drogi. 
Krwawię.



Krwawa Mary on the rocks

składniki:
wódka 
sok pomidorowy 
sok cytrynowy 

sos tabasco
sól i pieprz

rocks