poniedziałek, 14 listopada 2011

Tu es responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé. 2003


Na przekór listopadowemu chłodowi, niełatwym porankom, obrastaniu w szron... uczyć się oddychać i przecierać dobre ścieżki w organizmie. Aż zaboli. 


"Ta pierwsza burza"

zagrzmiało, miły, pierwszy raz tej wiosny
nieba ciemnego pęknięcie srebrzyste
wdziera się do okna i grozi.

zwykle się żegnam, wspominam „od ognia...”
wchodzę pod żagiel powiekami szyty
a chmura się skrapla w krwioobiegu ziemi.

bo rodzi się jak Atena
z potężnego bólu zimowej głowy,
jak krzyk namiętności
po długim czekaniu,

paraliżuje
wstrząsa
łzawi.

jej bicie w kotły, jej boskie zgrzytanie -

gdzie byłaś ze swoją szarą sukienką?
z ciszą drepczącą zawsze o krok z tyłu?

pytam nagłe szczęście, chociaż nie powinnam.
dobrze, że już jest - wszystko jej wybaczam.

na koniuszku palca, jak na szpilce,
kołyszę burzy wiosennej diabły zielonorogie
na tle płynnym, z firanki.

przytula się do mnie perskim kotem
o miękkim futrze rześkości

ta moja pierwsza burza wiosenna,
buszująca w sercu
jak w konwaliach.


w skrócie

wpadasz w moje serce
jak wiosenna burza
w bukiecik konwalii
- aż pachnie miłością
cała mokra ziemia


***

mogę cię czytać bezustannie
jak dobrą książkę
zaznaczać twoje myśli
szerokim podkreśleniem uśmiechu
nazwać przyjacielem
i przystanią
świecącą jak lampa Akermanu
i wciąż się tobą dziwić
i chwalić tak
że autor ginie gdzieś po drodze
bo jesteś Małym Księciem swojej wiecznej Róży

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz