sobota, 11 sierpnia 2012

Lista

Mam dobrą pamięć. Wybiórczo. Robię listy, które aktualizuję na bieżąco.
Listy zakupów nie robię, na liście przebojów zdarzają się upierdliwie trzymające się pierwszych miejsc piosenki.
Moje listy są inne. Piszę inne, co nie znaczy, że nie zdaję sobie sprawy, że Ty, Ty i Ty możecie mieć podobne. Miejcie. Tu akurat jest miejsce dla mnie. (Gdybym paliła, zapaliłabym teraz.)
Pamiętam zapachy. Zapach bordowego (kolor to za dużo powiedziane, bordowy niestety to sub-kolor, brud zachodzący na czerwień) wąskiego dezodorantu mojej siostry, zdaje się, że można go jeszcze kupić w zmienionej formie i pod inną nazwą. Jej sweter pachniał nim jeszcze długo potem.
Zapach wilgoci i chłodnych wieczorów późnego lata, zapach górskich wycieczek, które nie były przecież złe. Teraz myślę nawet o nich sentymentalnie i z czułością. Zapach skórki zimowych jabłek, twardych i kwaśnych w sierpniu, soczystych i orzeźwiających w październiku. Zapach tej dziwnej rośliny, którą Arabowie dodają do każdej potrawy, rosła w każdym wykrocie i na poboczach, jak chwast, jak chrzan na polskiej wsi. Przyjemny zapach proszku na bawełnianej bluzie przywiezionej z domu przez koleżankę. "To jeszcze mama prała". Spokój, opiekuńczość, schludność, jasne promienie i lekki przewiew, aby uchronić mokre ubrania przez zatęchnięciem. Lubię to.
Zakazany zapach rąk. Przymykane do połowy powieki.
Zapach mokrego psa. Deszcz na chodniku, który, chłodzony po całodziennej pielgrzymce przechodniów, oddycha wreszcie niezbyt świeżo, ale z ulgą. Zapach kremu Nivea Baby na moim dziecku. Nie wyczuwa się wtedy nic poza mleczną słodyczą, nie ma jutra, a chłopiec żyje w idealnej bańce.
Zapach czyjegoś potu, jeśli się podoba, to podobno sprawka genów, które, jak zwykle, pchają nas do rozrodu. Co za zdrada. Estetyzm kontra natura. Obleśne. Moje poczucie człowieczeństwa zawsze marnieje, kiedy uświadamiam sobie, jak niedaleko jest mi (nam) do pantofelka. Kilka milionów lat i może wrócimy do tej radosnej formy.
Zapach mężczyzny. Oczywiście.
Zapach kobiety. Kiedy tylko chcę.

Moja lista widoków?
Linia od biodra do pachwiny. Zamknięty w chmurach półksiężyc. Ojciec na ławce. Twarz nad moją. Zielone kafelki na porodówce.

Codziennie coś dopisuję do tej listy. Hołubię po to, aby obrosło otoczką surowicznego płynu i nie bolało przy dotyku. Lekarze mówią, żeby nie przebijać bąbli, bo zostają blizny. Medice cura te ipsum.


Hey, hey, mama, said the way you move
Gonna make you sweat, gonna make you groove.
Oh, oh, child, way you shake that thing
Gonna make you burn, gonna make you sting.
Hey, hey, baby, when you walk that way
Watch your honey drip, cant keep away.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz