sobota, 14 marca 2015

Baśń o sukienkach

Emer miała dwanaście sukien na dwanaście miesięcy roku.
Pierwsza suknia była z miękkiej wełny, chroniła ją przed zimowym chłodem. Miała wyszyte ciemne i białe kwiaty, które układały się w skomplikowany wzór. Emer czuła się w niej schowana przed złem, bo zło to mróz w sercu i brak odwagi.
Druga suknia Emer uszyta była z czarnych cekinów. Emer w niej błyszczała.
Trzecia suknia - rubinowa. Emer była w niej Kobietą i chłonęła - dając. 
Czwarta suknia zrobiona z białej koronki. Emer siadała w niej na pniach drzew i układała w otworkach materiału pozbierane źdźbła traw. Było jej lekko i małomyślnie.
Piąta suknia Emer z chłodnych jedwabiów. Unosiła jej głowę wysoko, szyję wydłużała ponad góry, oczy daleko w świat. Znikała.
Szósta suknia Emer z białego lnu. Emer śniła w niej każde załamanie naturalnego sukna. Kiedyś nauczy się je prasować. Teraz tak ma, że pomięta.
Siódma suknia, lekka, błękitna. Emer w niej ulotna i nie z tej ziemi.
Ósma suknia z ciężkich aksamitów. Okrywa ją szczelnie od stóp do głów i tylko dłonie możesz uchwycić i pieścić. Niedostępna.
Dziewiąta suknia, porwana, cała ze szmat. Emer w niej dla nielicznych, dla tych, co kochają prawdziwie. Swoja.
Dziesiąta suknia, króciutka. Króciutka...
Jedenasta suknia - prosi o pełnię. Czeka.
Dwunasta suknia... Dwunasta - złożona u Niego w szafie. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz