Przechodzę taśmą zgrzebnych ulic
Wyraźny mają smak i kolor
Nie trzymać w sobie łez, nie tłumić
Pozwala mi ten praski polor
Pies czarny znajdzie do mnie drogę
Lecz tropy zmyli swe nieszczęście
Osuwam się miękko na podłogę
Zamykam oczy, otwieram pięści
Kołysze mnie tramwaj nocnej linii
I stukot kół odmierza jego bieg
Usypiam już i głowa mi się chyli
Na moście wrośniętym w prawy brzeg
Trójkąt bermudzki trzech alei
Co bierze w zastaw drżące ciało
Świtaniem nagim odpowiedź da mi
Czy rzeczy były, czy się zdawało
Dom jest mą twierdzą, ty, który wchodzisz
Widzisz przez okno świątyni zarys
Nad innych bogów wynoszę chaos
Z niego powstaję, z niego się rodzę
pozdrowienia dla sąsiadów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz