O tym, że o nim nawet nie pamiętam, a o innym wciąż myślę.
O tym, że mam jedno dziecko, ale więcej już nie chcę.
O tym, że obudziłam się w życiu o parę lat za późno i dopiero zaczynam dorastać. Zaczynam zaczynać.
O tym, że widzę swoją małość.
O tym, że pomimo tego (dlatego?) są osoby, które są ze mną zaskakująco bardzo "na tak".
O tym, że kieruje mną naiwna wiara, że jest i będzie tylko dobrze. Nawet jak jest źle.
O tym, że odczuwam brak i szukam tej dziury w nawet niecałym, żeby nazwać.
O tym, że nie umiem mieć w d***, a tak bardzo bym czasem chciała.
O Muzyce. Boję się.
Zamiast tego mówię:
ciało, obiad, kupić, zmęczona, praca.
Gdzie są słowa ostre i prawdziwe?
Dokonuję selekcji - wewnątrz zamykam trudne kwestie, bo jeszcze zobaczę, jaka jest prawda i okaże się, że znów jest pod górkę.
Gdzie są idee?
Utkwiły w kisielu z towarzyskich spotkań i mieszczańskim hedonizmie.
Nasączona nimi gąbka tkwi w moich ustach - dlatego do uszu tych na zewnątrz dochodzą tylko pomruki, zamiast przesiąkniętych nimi pełnych zdań. Mogę ją ściskać zębami, jedyne, co osiągam, to mały kwaśny łyk przełykany nienaturalnie na otwartych szczękach i parę kropel kapiących po brodzie, które wsiąkają w ubranie. I nawet nie ma przebudzenia, jakby ten ocet zwietrzał, nie spełniając żadnego z zadań.
Zostawia mnie bez koloru, bez smaku.
"Gdyby była wojna,
byłabym spokojna"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz