Znacie te memy, w których psychoterapeuta okazuje się zwykłym człowiekiem, który często nie ogarnia własnej kuwety?
Ja znam :) I to jest właśnie moje życie. Zwykłe.
Od ośmiu lat jestem na ścieżce poszerzania świadomości, mam własną terapię, odbyłam mnóstwo godzin kursów, szkoleń, superwizji z nauczycielami i sesji z klientami.
Czy moje życie jest... lepsze? I tak, i nie. Za Chiny nie cofnęłabym tego czasu, bo zmieniłam się, dojrzałam, nabrałam innego spojrzenia na przeszłość, moje związki, praca i relacja ze światem zrobiły się szersze i pełniejsze. Doświadczyłam i wiem więcej. Lecz nie zmieniło to samej mojej historii osobistej (to nie magia i cofanie czasu), kompleksy pozostały (to wygodne autostrady umysłu), pojawiające się problemy - pojawiają się :) No, życie.
A, może zmieniłabym - byłoby mniej (ciekawe?) bólu poznania, cierpienia wynikającego z odwrotnego do de-realizacji procesu, mniej strat wizji na swój temat, porażek w pracy nad sobą, mniej niepewności, kto wybiera i kto pracuje, mniej konfrontacji z samą sobą i z figurami sennymi swoich nauczycieli, klientów, koleżanek i kolegów w szkoleniu, mniej stopni świadomości i zlatywania z nich z hukiem...
Czy to znaczy, że "terapia nie działa"? Działa, w rozumieniu - działamy my w relacji z terapeutą, aplikując (bądź nie) odkrycia i wglądy z sesji (i z pomiędzy sesji) na co dzień. Nasz aparat poznawczy jest ograniczony, bo jesteśmy jacyś. Nasze "okablowanie" jest dane raz na zawsze. To pocieszające - możemy tyle, ile możemy, aby poznać lepiej siebie, innych i świat. Więcej nie. To znaczy, możemy przeważnie dużo więcej, niż myślimy, że możemy i w tym "więcej" terapia pomaga. A czasem można się po prostu zmęczyć - i zamiast roz-wijać się, warto się trochę z-winąć i odpocząć. W lesie na przykład.
Wciąż zaskakuje mnie to, co mi się przydarza. Śmierci, rozstania, milczenie, początki, nowe etapy, miejsca, obrazy, spotkania. Wciąż doświadczam siebie, innych i świat z nowych (i starych) perspektyw - niby tu byłam, ale jednak nie. Niby znam, ale nie do końca. Zajrzenie za taflę lustra to moment, przebłysk. Trochę z tych powidoków zostaje pod powiekami i wtedy jest szczęście.